środa, 9 lipca 2014

II

Waiting for catastrophes, imagine when they scare me
Into changing whatever it is I am changing into...

Niemal cały dzień spędziła na dywanie, co chwilę zmieniając pozycję. Kiedy nie patrzyła się bezmyślnie w sufit, siedziała po turecku i przerzucała ich wspólne zdjęcia z miejsca w miejsce.
Telefon dzwonił co jakiś czas, aż w końcu nawet on nie wytrzymał i bateria uległa wyczerpaniu. Na blatach w kuchni zbierał się kurz, lodówka zatęskniła za dotykiem czyjejś dłoni i żałośnie buczała. Emilia żywiła się rozpaczą i powietrzem. Gdyby jednak naładowała baterię, wiedziałaby, że dzwoniono do niej z pracy oznajmić, że już od dawna tam nie pracuje z powodu nie pojawienia się na wyznaczonej zmianie kilka razy.
Kolejna noc, spędzona samotnie, kolejne godziny zmarnowane na bezproduktywnej czynności. Najgorsze były noce, bo wtedy nastawała ciemność i dziewczyna całkowicie traciła poczucie czasu, bo kiedy jest ciemno, ciężej kontrolować mijające godziny. Jedynym ratunkiem był świt, który za każdym razem przychodził jakby nieproszony i niezmiennie wprawiał Emilię w zdziwienie. Właściwie świt bolał ją jeszcze bardziej, bo przypominała sobie o wszystkich tych wyjazdach za miasto, kiedy to nie chciało im się rozstawiać namiotu i po prostu zasypiali na kocu rozłożonym na zielonej, soczystej trawie. Zasypiali wtuleni w siebie, albo w ogóle nie spali, rozmawiając godzinami o nieistotnych sprawach i wspólnie witali świt. Teraz nie będzie już wspólnych nocy, nie będzie niczego, bo jak głupia kazała mu odejść, a on zupełnie bez walki po prostu wyszedł.

On miał za to pełną świadomość upływającego nieubłaganie czasu. I pewnej nocy, podczas której nie mógł spać, uświadomił sobie, co tak naprawdę zrobił sobie i jej. Zrozumiał, że popełnił błąd. Być może to jej zapach prześladujący go na każdym kroku uzmysłowił mu ile dni nie widział jej delikatnej twarzy, a może to paranoja, która sprawia, że każda drobna brunetka mijana na ulicy jest nią. A może to tęsknota, która jest miarą miłości, pozwala dostrzec mu jego wątpliwy wybór. I myśli, prosi o odwagę, odwagę, by po prostu wsiąść w samochód, zapukać do jej drzwi i spojrzeć jej w oczy mówiąc, że tak bardzo się mylił.


Ogólnie to jest niedobre i jest mi trochę wstyd, że wracam w tak gównianym stylu, ale mam potrzebę pokazania tego czegoś. Wybaczcie.  

I

There are some nights I hold on to every note I ever wrote
Some nights, I say “fuck it all” and stare at the calendar

W pokoju panowała ciemność, jedynie monitor komputera wyraźnie odcinał się od mrocznej i przeszywającej czerni. Ciszę, prawie kłującą w uszy przerwało bicie zegara, który, podobnie jak mieszkanie, odziedziczyła po ukochanym Tacie. Zmrok zapadł już dawno temu, ona jednak nie mogła o tym wiedzieć, bo siedziała w swoim pokoju od dłuższego czasu, uprzednio zasłaniając okna roletami i przygotowując dzbanek kawy, której przecież nie mogło jej zabraknąć. Kochała kawę ponad wszystko i byłaby może nawet skłonna powiedzieć, że kochała ją bardziej niż jego. Zegar zabił trzeci raz i choć Emilia powinna się zorientować, która jest godzina, ilość wybitych gongów nie miała dla niej znaczenia, po prostu nie zwracała na nią uwagi. Zawsze, choćby nie wiadomo co robiła, zawsze przerywała daną czynność i nasłuchiwała ile razy zabije zegar. Nie dziś. Nadal tępo wpatrywała się w monitor, przy okazji mocno nadwyrężając swój i tak niedoskonały wzrok.
            Podobno doceniamy coś dopiero wtedy, kiedy to stracimy. Mila była już niemal pewna, że to banalne powiedzonko znajduje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Gdyby była świadoma otaczającego ją świata, zapewne wiedziałaby, że gdzieś daleko od niej, odgrodzony od niej murem bólu znajduje się człowiek, który również o niej myśli i jego stan niewiele różni się od jej.
Usiadła na miękkim dywanie i zamknęła oczy. Zobaczyła go oczyma wyobraźni, jak wnosi ten cholerny dywan po schodach i co rusz dźga ją nim w tyłek. Sama by nie dała rady umieścić go w mieszkaniu i po tym jak go kupiła, on wniósł go na trzecie piętro i sama myśl o tym doprowadziła ją do płaczu. Otwarła gwałtownie oczy i starała się wrócić do rzeczywistości. Chyba tylko po to, żeby się dobić rozrzuciła po białym dywanie pamiątki z kartonowego pudełka. I nie pozostało jej nic innego, jak tylko zanieść się histerycznym szlochem. Dotykała wszystkich rzeczy, które miały jakikolwiek związek z nim i nie mogła powstrzymać płynących ciurkiem łez.

Sadystka.